Rozwój ręcznej i ciężkiej broni palnej – Rozdział III

lukaszDzięki udostępnieniu przez naszego kolegę Łukasz Śleziak swojej pracy magisterskiej, mam możliwość podzielenia się nią z Wami. Z uwagi na objętość i ciekawą tematykę, będzie ona publikowana w częściach. Mamy nadzieję że będzie to powód do dyskusji na grupie i forum. Zachęcamy oczywiście do samodzielnego rozpracowywania i drążenia tematyki.

Rozwój ręcznej i ciężkiej broni palnej i jej wpływ na pole walki w Rzeczpospolitej w XVII wieku

Rozdział III

Wpływ broni palnej na pole walki

W XVII wieku w Europie bardzo wzrosła liczba broni palnej niezależnie od jej typu. Podczas bitew przeprowadzonych na otwartym terenie liczyła się przede wszystkim konnica, chociaż piechota również, ale w nieco mniejszym stopniu. W przypadku piechoty należało tak ustalić jej ustawienie w szyku, by zapewnić optymalną szybkostrzelność poszczególnych szeregów. Osłoną piechoty byli pikinierzy, którzy stawiali opór szarżującej jeździe, podczas gdy ci pierwsi zajęci byli ładowaniem broni. Ich współdziałanie było bardzo trudne, szczególnie moment wycofania się muszkieterów za pikinierów.[1] Trudne było manewrowanie piechotą przy takim ustawieniu, ponieważ szyk był zbyt rozciągnięty. Podobny problem był z szykiem węgierskim w kształcie czworoboku, który mógł się składać z wielu tysięcy żołnierzy nie był także dobrym rozwiązaniem.[2] Nowy typ taktyki wprowadzili Holendrzy w czasie wojny o niepodległość w latach 1567 – 1609. Piechotę podzielono na 800 do 1000 osobowe regimenty, które z kolei były podzielone na 70 – 100 osobowe kompanie, a dużo mniejsze niż węgierskie bataliony liczyły po 250 pikinierów i 300 muszkieterów.[3] W nowym szyku żołnierze maszerowali w formie czworoboku, gdzie pikinierzy ustawieni do 10 szeregów, a po ich bokach było ustawionych po 4 muszkieterów na głębokość do 10 szeregów. [4]

Taktyka podczas bitwy polegała na tym, że żołnierze ustawieni byli w trzech liniach po dwa bataliony, którymi łatwiej było manewrować. Muszkieterzy strzelali salwami, gdyż było to najskuteczniejsze, po wystrzale pierwszy szereg przechodził do tyłu, a na jego miejsce wkraczał następny szereg strzelców, wysuwając się do przodu z naładowaną bronią. Pod koniec XVII wieku zaczęto wprowadzać do wyposażenia broni palnej bagnety, które początkowo używane były przez myśliwych, a później wojsko. Pierwsze bagnety, szpuntowe mocowane były w lufie, co uniemożliwiało strzelanie. Problem ten zniknął pod koniec XVII  wieku po wynalezieniu bagnetu tulejowego, mocowanego na zewnątrz lufy. Piechota wykorzystywana była głównie podczas oblężeń fortec, obrony miast i walkach taborowych, rzadziej bezpośrednio w polu.[5] Wspomagana na była artylerią lekką, ale często sama asekurowała artylerię ciężką.

Jazda polska składała się z czterech rodzajów: ciężkiej husarii, średniozbrojnych kozaków, lekkozbrojnej jazdy typu tatarskiego i wołoskiego, oraz kawalerii (arkebuzeria i rajtaria).[6] Zaletą jazdy była jej szybkość, w ciągu dnia mogła się przemieścić ok. 50 – 70 km, a czasem nawet więcej, dzięki czemu była skuteczną bronią przeciw np. Tatarom.[7] W przypadku konnicy nie było jednej ustalonej taktyki, dobierano ją w ostatniej chwili tuż przed stoczeniem bitwy, dzięki czemu przeciwnik do końca trzymany był w niepewności.[8]

Artyleria wspomagająca wojsko była zlokalizowana różnie: środkiem, po bokach szyku, lub przed jego czołem kierując ogień w wielu kierunkach.[9]

Il. 26 Husarz polski – rys. Stefano della Bella

 

3.1 Wpływ broni palnej na bitwy stoczone podczas działań w polu przez  Rzeczpospolitą w XVII wieku

Na początku wieku XVII sytuacja polityczna w Rosji była niestabilna, złożyła się na nią Śmierć Borysa Godunowa, zamordowanie jego syna Fiodora, śmierć Dymitra Samozwańca, oraz wstąpienie na tron carski Wasyla Szujskiego.[10] Król polski Zygmunt III planował zostać carem Rosji lub posadzić na carskim tronie swojego syna Władysława. Zygmunt III parł do wojny, do której doszło w 1609 roku. Wojsko polskie było przygotowane wyłącznie do działań w polu, mając zaledwie 30 lekkich działek, oraz strukturalną przewagę jazdy nad piechotą.[11] Z wszystkich starć z Rosjanami jest godna analizy jedna z bitew, przeprowadzona pod Kłuszynem 4 lipca 1610 roku. Kłuszyn co prawda nie leżał na terenie Rzeczpospolitej, ale starcie to interesujące jest ze względu na znaczący zakres użycia broni palnej.

Il. 27 Wyposażenie piechura

W pierwszym starciu oddziały rosyjskie, a także ich najemnicy z Francji, Anglii, Szkocji i Niemiec otworzyli ogień z muszkietów i rusznic do chorągwi polskich, ale bez większych rezultatów.[12] Piechota rosyjska była ponadto wspierana ogniem pistoletów (najprawdopodobniej kołowych) rajtarii cudzoziemskiej.[13] Jeden z następnych ataków husarii został zatrzymany przez zmasowany ogień broni ręcznej strzelców ukrytych w zaroślach.[14] Podczas kolejnego natarcia ukazana została skuteczność czworoboku muszkieterskiego, którego kolejne salwy, niemal jak ze współczesnej broni automatycznej zabijały atakujące szeregi husarii. Dzięki podjazdom chorągwi kozackich pod stanowiska wroga, ostrzeliwujących go z broni palnej i łuków udało nieco ograniczyć opór przeciwnika i przełamać jego szyki.[15] Interesujący w tej bitwie był też pojedynek husarii i moskiewskiej jazdy cudzoziemskiego autoramentu, gdzie każdy z rajtarów dysponował dwoma pistoletami, lecz ostrzał z nich podczas starcia nie przyniósł spodziewanego rezultatu i ostatecznie doszło do ich chaotycznego odwrotu.[16]

Dosyć późno została wprowadzona w bitwie przez stronę polską artyleria i to zaledwie dwa działka niewielkiego wagomiaru. Mimo to skutecznie czyniły spustoszenie w szeregach rosyjskich wojsk cudzoziemskich. Później piechoty obu stron prowadziły wzajemny ostrzał z broni ręcznej. Dzięki ostrzelaniu przez artylerię polską boku piechoty przeciwnika udało się husarii impetem przełamać jej szeregi. Bitwa pod Kłuszynem skończyła się sukcesem wojsk polskich, straty były duże po obu stronach, zdobyto 18 rosyjskich armat.[17] Starcie to pokazało przede wszystkim wpływ siły ognia piechoty przy jej odpowiednim zorganizowaniu. Sytuacja była tutaj nietypowa z racji obecności najemników reprezentujących odmienną taktykę, od wschodniej. Dobrze wyszkoleni najemnicy z zachodnich krajów europejskich podnosili wartość bojową wojsk moskiewskich. Toteż nie można tu mówić o wschodnim stylu w czystej postaci, lecz o połączeniu dwóch stylów. Znaczącą rolę w tej bitwie odegrała husaria, której szarży niewiele ówczesnych wojsk mogło odeprzeć, przykładem może być tutaj pierwsze starcie. Husaria stawiała na energię pędu swojej masy, którą mógł zatrzymać tylko zmasowany ogień broni palnej i to najlepiej z ukrycia. Ogień czworoboku muszkieterskiego, który tak bardzo zaszkodził husarii był czymś nowym w tym rejonie Europy. Mógł on wywołać zaskoczenie swoją skutecznością wśród ciężkozbrojnych, gdyż była to zupełnie nowa zachodnioeuropejska taktyka, zastosowana w armii rosyjskiej. W przypadku późniejszego pojedynku husarii i rajtarii, jego wynik był do przewidzenia, ponieważ wystrzał z pistoletu niewiele mógł zdziałać wobec kilkumilimetrowego pancerza ochronnego husarza.

W 1621 roku wojska polsko – litewsko – kozackie stoczyły bitwę obronną z Turkami pod Chocimiem. Była ona czymś pośrednim miedzy bitwą w otwartym polu a oblężeniem, ponieważ broniono się również w szańcach ziemnych.[18] Obrona polegała m.in. na odpieraniu wojsk Osmana II przez piechotę, a także podejmowania przez oblężonych działań zaczepnych, w tym ataku 8000 husarii na jego pozycje.[19] Artyleria polska sprowadzona pod Chocim ze Smoleńska, była w złym stanie.[20] Liczba wojsk Osmana II była około dwa razy większa od polskich. Trudno jednoznacznie mówić o konkretnej liczbie, bowiem autorzy opisów tej bitwy podają między 100 a 200 tysięcy żołnierzy przeciwnika. Wojska Rzeczpospolitej pod wodzą hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza wspomagane były wojskami kozackimi Piotra Konaszewicza Sahajdacznego. Na temat tej  bitwy dowiadujemy się najwięcej z relacji jej bezpośredniego uczestnika Jakuba Sobieskiego, ojca późniejszego króla. Sobieski  opisał w nim m.in. broń, jakiej tam używali Turcy: „Widzieliśmy pospolitą broń, jakiej używają Turcy zwykle używają: łuk, zakrzywione szable, krzywe żelazne haki, rohatyny a najczęściej krótkie żelazne włócznie, któremi rażą ciskając w nieprzyjaciół; krom janczarów inni rzadko używają strzelb albo rusznic, rzadko kiedy wdziewają pancerze, stąd Polacy po większej części uzbrojeni, ciężkie im zadawali razy.”[21] Jak widać z tej relacji ręczna broń palna nie była zbyt powszechna wśród Turków. Sobieski opisał także broń ciężką przeciwnika, która mogła być bardzo niszczycielska: „Działa wojenne, kosztowne i zdolne gruchotać najtwardsze mury, opasywały pysznym wieńcem ich wojsko, miotając kule, które na własne oczy widziałem ważące po 55 funtów.”[22]

Znaczenie i wpływ broni palnej na przebieg bitwy było duże, należało ją tylko w umiejętny sposób wykorzystać: „Piechota kryjąc się w gęstwinach drzew wymierzała swe rusznice na janczarów stojących bez żadnej osłony. Wielki z obojej strony był zapał, a Chodkiewicz własnym przykładem ożywiał swoich. Działa tureckie raczej hukiem straszyły, niż zadawały Polakom rzeczywistą szkodę.”[23] Inny fragment mówiący o starciu turecko kozackim również jest interesujący: „Z równem niepowodzeniem Turcy uderzyli na obóz Kozaków zaporoskich, rażąc ich ręcznemi i działowemi wystrzały. Kozacy szeroko się rozbiegli na strony i już to gęstszymi oddziały ścierali się z Turkami, już na otwartym polu sami bezpieczni strzelbę ruszniczną ku nim kierowali. Turcy widząc swą klęskę, zostawiwszy trzy polne działa, które wieczorem odzyskali, pilno jęli uciekać okrywając swe imię.”[24] Oblężenie było długie, ale Turcy nie byli w stanie pokonać wojsk polsko – litewsko – kozackich. Obie strony konfliktu były już zmęczone, więc rozpoczęły się rokowania, mimo których nadal trwały walki: „Od godziny ósmej na półzegarzu aż do samego zmierzchu trwał bój zacięty, więcej jak 60 armat grzmiało bez przerwy; niebo się zarumieniło, powietrze zaćmiło, ziemia zadrżała, (…). Kule większego kalibru za rzekę rzucone padały na obóz, na okopy zaporoskich Kozaków lub pękały obok małej chaty, kędy mieszkał królewic Władysław. Jeden Szkot z jego przybocznej straży chory na febrę i w swoim namiocie na ziemi leżący, gdy podniósł głowę dla wzięcia pokarmu, lecącą kulą zabity, (…).”[25]

Interesująca jest relacja turecka, która w jednym miejscu przedstawiła zabójczą skuteczność ognia wojska Rzeczpospolitej: „Nieprzyjaciel dzisiaj nie wychodził z taboru, lecz silną strzelbą z dział i ręcznej broni mnóstwo nam ludzi ubił. Bejlerbej bośniacki, strzelony kulą w gębę, odniósł męczeński wieniec.”[26]

Bitwa chocimska udowodniła przewagę broni palnej wobec łuków i strzał. Pomimo swojej niskiej szybkostrzelności użyta w odpowiednim momencie, dużej liczbie, lub przy odpowiedniej taktyce mogła wpłynąć na przebieg bitwy. Sama broń palna nie wygrałaby jednak tego starcia bez odpowiedniego wykorzystania fortyfikacji ziemnych. Nastąpiła tutaj korelacja artylerii ognia broni ręcznej i owych umocnień ziemnych. Niektóre momenty bitwy pokazały, że ogień z ukrycia i zaskoczenia jest najskuteczniejszy, co było na pewno efektem lekcji pobranych podczas poprzednich bitew, jak choćby tej pod Kłuszynem. Szczęściem dla naszych wojsk było także nikłe wykorzystanie przez wojska tureckie ręcznej broni palnej, oraz brak stosowania ubioru ochronnego. Dziwi natomiast stosunkowo mała skuteczność artylerii przeciwnika, która mogła uczynić dużo większe spustoszenia wśród wojsk Rzeczpospolitej.

Z najazdem tureckim wojska Rzeczpospolitej poradziły sobie bardzo dobrze, ale trzeba było stawić dalszy opór Szwedom w walce o Inflanty. Piechota Gustawa II Adolfa dysponowała po za ciężkimi muszkietami lontowymi, a także nowoczesnymi jak na tamte czasy muszkietami z zamkiem skałkowym.[27] Inną nowością w armii szwedzkiej, było wprowadzenie ładunków prochowych w papierowych „patronach”, dzięki którym skrócono i uproszczono ładowanie broni, a także zapewniło jednakowe dozowanie prochu, przez co każde kolejne wystrzały miały ten sam zasięg.[28] Muszkieterzy szwedzcy prowadzili szeregami ogień ciągły. Donośność maksymalna pocisku wynosiła ok. 1200 metrów, a strzału skutecznego ok. 225 metrów, chociaż wątpliwe jest, by z lufy o gładkim przewodzie można było osiągnąć przy takiej odległości optymalną celność. Nieprawdopodobne jest, by prowadzono ogień skuteczny dalej, jak na odległość większą niż 100 metrów.[29]

Między 22 września a 1 października doszło do bitwy polsko – szwedzkiej pod Gniewem. W pierwszym starciu doszło do wymiany ognia muszkietowego pomiędzy stronami, gdzie przewaga ognia polskich żołnierzy doprowadziła do odparcia Szwedów.[30] Popołudniowe natarcie z rozkazu Zamoyskiego, podczas którego wojska wbiły się w szyk szwedzkiej piechoty, spowodowało utrudnienie jej oddania wystrzału. Niestety atak został odparty przez szwedzki dywizjon muszkieterski, który otworzył ogień, wspomagany dodatkowo dwoma działami.[31] Część wojsk Gustawa II Adolfa była ukryta w pobliskim lasku, więc postanowiono je wypłoszyć, przy pomocy ognia artylerii. Spowodowało to pojedynek obu stron na broń ciężką zakończony dużymi stratami szwedzkimi.[32] Przypadkowa eksplozja polskich beczek z prochem uniemożliwiła osaczenie króla szwedzkiego. Druga faza bitwy rozpoczęła się 29 września nad brzegiem Wisły. W tym dniu piechota Zygmunta III spowodowała duże straty wśród ukrytych szwedzkich muszkieterów, a artyleria ostrzelała inny oddział Szwedów osłonięty szuwarami.[33] Wielokrotnie podczas tej bitwy użyto broni palnej. Zmasowany atak piechoty szwedzkiej w trzecim starciu  1 października , oraz brak szańców potrzebnych w obronie doprowadził do klęski Polaków.[34] Szarże polskiej ciężkiej jazdy nie udawały się, ponieważ nie były dostatecznie wspierane przez ogień piechoty, a salwy Szwedów uniemożliwiły przełamanie ich szyku.[35]

Podsumowując, na niekorzystny wynik bitwy dla Rzeczpospolitej wpłynęło kilka czynników. Ze strony polskiej był to brak przygotowania pod względem obrony pozycyjnej, tzn. zaniedbania w budowie szańców. Drugim błędem strony polskiej był brak synchronizacji działania jazdy i piechoty. Gdyby oddziały piesze były ustawione w szyku holenderskim zapewniłyby sobie dostateczną siłę ognia przeciw siłom szwedzkim, ułatwiając w którymś momencie przebicie się husarii przez ich szyki. Oddziały Gustawa II Adolfa bardzo dobrze przygotowane były do tego starcia pod względem technicznym i wyszkolenia. W pierwszym przypadku była to zaawansowana technicznie ręczna broń palna, tj. wykorzystane przeciwko husarii ciężkie muszkiety holenderskie kalibru 22 mm, które bez trudu przebijały jej ubiór ochronny. Nie można również zapomnieć o nowym typie zamka, zastosowanego, co prawda w niewielkich ilościach, ale wskazującego tendencje rozwojowe w zmianie uzbrojenia. Zamek ten poprawił jeszcze bardziej niezawodność broni ręcznej, gdy zastosowano dodatkowo innowację w postaci gotowych papierowych ładunków. Samo posiadanie przez Szwedów zaawansowanej broni ręcznej nie zapewniłoby im zwycięstwa gdyby, nie wyszkolenie i zastosowanie szyku umożliwiającego prowadzenie ognia ciągłego.

Kolejny przykład wpływu broni palnej na pole bitwy znajdujemy pod Trzcianą w czerwcu 1629 roku. Główną siłą uderzeniową Polaków była tu husaria.[36] Do bitwy doszło w wyniku wycofania się Szwedów w kierunku Malborka (po zajęciu Kwidzyna), na wieść o zamiarze połączenia się sił polskich, pod dowództwem hrabiego Arnheima i Koniecpolskiego. Koniecpolski planował zatoczyć łuk i ze skrzydła uderzyć na wojska Gustawa II Adolfa, tutaj miała się liczyć szybkość i zaskoczenie.[37] Pozorowane ataki kozaków dezorientowały Szwedów, a w chwilę później uderzyła husaria pokonując oddział artylerii i chroniących go muszkieterów. Tak to zdarzenie opisano w diariuszu: „Koniecpolski z husarią na szyki gęste szwedzkie, gdzie król Gustaw podle harmat wyrychtowanych stał, z wielkim impetem uderzył i te szyki szwedzkie załamał i harmaty odebrał. A zatem całe wojsko szwedzkie w sukurs królowi rzuciło się, konie polskiej jazdy rażąc z flint i karabinów.”[38] Jak widać zaskoczenie uniemożliwiło skuteczne użycie broni, chociaż wystrzał do koni w pędzie mógł mieć istotny wpływ na osłabienie impetu jazdy. Jednak było już za późno, gdyż atak husarii doprowadził do polskiego zwycięstwa. Interesująca jest wzmianka o artylerii szwedzkiej, którą zdobyto po bitwie: „Piętnaście kornetów i harmat dziesięć drewnianych wzięli Polacy, ale mizernej roboty, skórą obite były, lekko mogli wieść i każdego dziesięć razy wystrzelić.”[39] Z tego opisu wynika, że jeszcze w XVII wieku używano tak prymitywnych dział. Obciągnięcie skórą miało prawdopodobnie na celu uszczelnienie armaty przed ucieczką gazów prochowych między klepkami (patrz rozdział II). Choć niewykluczone jest, że była to zwykła wydrążona belka wzmocniona metalowymi pierścieniami i obciągnięta skórą celem osłony przed wilgocią.

Wzmianka o wcześniejszych działaniach wojennych, w lutym tegoż roku opisywała ogólną niedbałość w przygotowaniu dział, nie trzymaniu szyków przez Polaków, a także o zjawisku współcześnie zwanym „friendly fire”: „Nieprzyjaciel tymczasem przeprawił się przed Drwęcę i miał czas uszykować się, a uszykowawszy się oba skrzydła Polaków ogarnął. Szyków Polacy, jako weterani radzili, nie chcieli poprawić, a co gorsza harmatami swemi sami się razili, nienależycie one wyrychtowawszy, nie porobili rezerwy, dość – żadnego porządku wzajemnego nie mieli.”[40]

Pod względem militarnym klęska Szwedów pod Trzcianą nie miała zbyt wielkiego znaczenia, lecz pod względem psychologicznym oddziaływała na nich i na ich wodza. Tym razem okazało się, że broń palna może nie być skuteczna wobec zaskoczenia, mimo że straty powstałe w wyniku jej nawet spóźnionego użycia były niemałe. Zaskakuje fakt, że jeszcze w XVII wieku stosowano działa drewniane, i to przez tak świetnie wyposażoną armię szwedzką.

Podczas powstania kozackiego pod koniec lat 40-tych XVII wieku liczba armat w arsenałach Rzeczpospolitej wynosiła około 300 sztuk, ale mniej niż połowa nadawała się do użytku, przede wszystkim lekkie działka regimentowe.[41]

Bitwa stoczona pod Żółtymi Wodami w maju 1648 roku, była starciem w otwartym polu przy wykorzystaniu taborów, tj. połączonych ze sobą wozów w celu łatwiejszej obrony. Budowano również do tego celu szańce, będące umocnieniami polowymi do osłony artylerii. Wojska kozackie Chmielnickiego i tatarskie Tuhaj beja dysponowały dwukrotną przewagą liczebną. W pierwszym starciu Kozacy zbliżyli się do pozycji polskich pod osłoną taboru i rozpoczęli ogień z dział. Jednocześnie Tuhaj bej przeprowadził atak na tyły wojsk polskich, lecz został odparty ogniem broni palnej, na którą Tatarzy nie byli odporni, gdyż nie posiadali ubioru ochronnego.[42] Znaczenie broni palnej podczas zdobywania szańców przedstawia interesująca wzmianka: „Kozacy w nocy podkopali się pod nasze szańce, których w piątek rano z tych szańców wygnano i działko odjęto Kozakom, nazabijali ich, beczką prochu i ładunków ośmset ankowniczych [! hakowniczych – M.N.] odjęto i te szańce zaraz zasypali.[43] Z konieczności karmienia posiadanych koni dla zachowania ich siły w boju, wypas ich odbywał się na świeżej trawie koło taboru pod osłoną dział.[44] Szeregi wojsk polskich stopniały do zaledwie 600 osób po odejściu na stronę Chmielnickiego Kozaków rejestrowych i części dragonii, co gorsza część dział polskich trafiła w ich ręce.[45] Resztka wojsk polskich wraz taborem miała przedrzeć się niepostrzeżenie w kierunku północnym, lecz Tatarzy dowiedziawszy się o tym rzucili się w pogoń. Dzięki otwarciu ognia z półhaków i muszkietów zdołano ich powstrzymać.[46] Pomimo dzielnej walki 16 maja udało się wojskom kozacko – tatarskim zdobyć tabor, co ułatwił im dodatkowo deszcz, który spowodował zawilgocenie prochu, uniemożliwiając skuteczną obronę Polakom.[47]

Pomimo dużej roli broni palnej podczas tej bitwy, przede wszystkim jej zastosowania przeciw Tatarom, wojska polskie poniosły całkowitą klęskę w wyniku nierównej walki. Podczas tego starcia nie popełniono błędu z bitwy pod Gniewem tj. nie zaniedbano budowy szańców. Broń palna nie  pomogła w starciu wojskom Rzeczpospolitej w wyniku pasma niekorzystnych sytuacji. Pierwsza to zdrada Kozaków rejestrowych i dragonii, co chyba było najgorszą porażką. Druga sytuacja, tym razem losowa, która przyczyniła się do całkowitej klęski to zła pogoda, wobec której broń palna stała się bezużyteczna o tyle, że można jej było użyć najwyżej jako maczugi. W tym momencie przeważające siły przeciwnika miały ułatwione zadanie, dokonując ostatecznej rozprawy z resztkami wojsk Rzeczpospolitej.

W tym samym miesiącu po klęsce pod Żółtymi Wodami, odbyła się kolejna bitwa z Kozakami tym razem pod Korsuniem. Liczba wojsk kozacko – tatarskich wynosiła ok. 15000 – 18000, do ich dyspozycji było 26 dział.[48] Liczba sił polskich wynosiła zaledwie 6000 żołnierzy.[49] Na wyposażeniu Polaków było 12 armat.[50] Także i w tej bitwie obie strony utworzyły tabory i zbudowały szańce.

Pierwsze znaczące wykorzystanie broni palnej miało miejsce 25 maja: ,,Kędy się przeprawowali Tatarzy przez rzekę, poszedł zaraz komunik kołem około wojska. Zbliżyło się ich kilkaset pod mogiły niedaleko szańcu pana obersztera [Henryka Denhofa]. Kazał do nich z działa uderzyć, ubito kogoś między niemi znacznego, bo go Tatarowie wziąwszy, przewiesili przez konia i drugim się dostało, i koniom.”[51] Tego dnia nie doszło do decydującego starcia pomimo ciągłych ataków ze strony wroga. 26 maja wojska polskie zebrały tabor i postanowiono się wycofać, a kozacki przewodnik, okazał się zdrajcą będącym prawdopodobnie w służbie Chmielnickiego. Wprowadził on Polaków w zasadzkę przygotowaną przez Maksyma Krzywonosa w dolince zwanej Krutą Bałką. Bardzo dramatyczna była relacja z tego wydarzenia: „Szli nasi w oczy nieprzyjacielowi. Kiedy  słońce wschodziło, na samym dochodzonym rozstąpili się Tatarowie i Kozacy. Z obydwu stron było cichusieńko. Na gościniec zszedłszy korsuński, który idzie do Bohusławia, szedł tabor sprawą, który okolił nieprzyjaciel zewsząd z daleka. Kosz tenże za taborem postąpił ślakiem w ćwierć mile. Kiedy wyszli na jedną górkę skąd nieprzyjacielskie wojsko wszystko widzieli, poczęli ich ze wszystkich stron strzelbą donosić, oni się po wszystkich stronach umknęli, tak żeby ich strzelba nie doniosła. Uszli taborem wpół do południa z półtorej mili  do nieszczęśliwej Dąbrowy pod Grochowską. Na wchodzonym do lgnącej Dąbrowy siła wozów uwięzło i powywracało się, do których ubiegali się Tatarowie i Kozacy. Odstrzeliwali nasi z dział śrutem nabitych i muszkietów; oni się też między nasze darli i był wspólny ciężki raz z obydwu stron. Wszedł tabor na swoją zgubę w tę Dąbrowę, w której Kozacy na wyjściu zakopali drogę, pokopali szańce, także z obydwu stron drogi, na stronach.”[52] Grad strzał Tatarów i ostrzał przeprowadzony przez Kozaków z broni lontowej, kołowej i skałkowej, zdobytej częściowo pod Żółtymi Wodami, doprowadził do całkowitej klęski wojsk polskich. Została tutaj ukazana potęga broni palnej użytej z ukrycia i zaskoczenia. Przemawia za tym niewielka liczba ocalałych Polaków z tej bitwy, szacowana na zaledwie 1500 osób.[53]

Duże znaczenie dla konfliktu polsko – kozackiego miała bitwa pod Beresteczkiem, która rozpoczęła się dnia 28 czerwca 1651 roku. Dowodził w niej sam król, Jan Kazimierz.[54] Siły polskie sięgały ok. 60000 żołnierzy, a więc dziesięciokrotnie więcej niż pod Korsuniem. Pod względem uzbrojenia Tatarzy byli niebezpieczni dzięki swoim łukom przy pomocy, których zasypywali wojska polskie deszczem strzał, po za tym uzbrojeni byli w śmiercionośne dzidy.[55] Przewaga łuków nad ręczną bronią palną polegała przede wszystkim na ich szybkostrzelności i możliwości wielokrotnego miotania strzał podczas galopu.

Drugiego dnia bitwy tj. 29 czerwca Tatarzy przełamali front wojsk polskich docierając aż do szańców, ale dzięki ogniowi z muszkietów piechoty i dział regimentowych udało się ich powstrzymać.[56] Z trzeciego dnia walk mamy kilka ciekawych relacji odnośnie zastosowania broni palnej, oto jedna z nich: „Król JM. Też z wojskiem ku nieprzyjacielowi postępował, którego mało co z zagórza widać jeszcze było, tylko z kilkaset komunika Tatarów, do których gdy ze dwóch dział uderzono, ustąpili za górę i przez godzinę mało co ich widać było.”[57] Z artylerii, do dyspozycji wojsk polskich po za działkami regimentowymi były: moździerze, szrotownice strzelające śrutem, oraz wielolufowe tzw. „organki”. Interesującym momentem był atak Tatarów na piechotę polską wspomaganą działkami, kiedy to wydawało się, że jazda tatarska zmiecie ją zupełnie, a tym czasem dzięki synchronizacji ognia dział i salw z muszkietów udało się powstrzymać ten atak.[58]

Tatarzy posiadali również swoją własną artylerię, która w pewnym momencie zagroziła życiu polskiego króla: „A interim bieży pan Ubald, do którego Król JM. Ku rajtarskiej podle naszej zaraz chorągwi pomkną się, a tu też zaraz z działek poczęto bić gęsto do chorągwie królewskiej, tak, co kule przed chorągwią, albo nad chorągwią latały, jakoż stukła pana porucznika podczaszego litewskiego [Kazimierza Tyszkiewicza] koniowi nogę, ale i tam do Króla JM. także z działek bito polnych, (…).”[59] W chwilę później nastąpiło wydarzenie, o którym mówiły dwie relacje: „Kazał uderzyć z działa Król JM., gdzie podle samego chana zabito chorążego, chana okurzono tak, żechmy widzieli, kiedy do trupa kilka ich skoczeło z koni, a już Tatarowie ci co podlejsi uchodzieli.”[60] Druga relacja różni się nieco, ale jej charakter informacyjny pozostaje taki sam: „Król widząc, że chan tatarski zwłóczyć chce bitwę, wysłał do niego wzywając do batalij; miał też żołnierza Otwinowski nazwanego, który umiał czytać i pisać po arabsku i widział maniery tureckie i tatarskie, (…), Otwinowski informował króla, gdzie trzy ogony końskie zielone wiszą na dzidzie, tam chan stoi. Kazał puszkarzowi do tego znaku wyrychtować harmatę. Tak dobrze wyrychtował, iż kula zabiła buńczucznego chańskiego, buńczuk zgruchotała, chana nastraszywszy, (…).”[61] Jan Kazimierz chcąc rozprawić się ostatecznie z wojskami tatarskimi kazał wojewodzie bracławskiemu  Stanisławowi Lanckorońskiemu uderzyć na nie, ten najpierw poprosił o przysłanie czterech dział i dragonii: ,,Posłano tedy prędzej i draganijej i cztery działka, które draganija zasłoniła gdy prowadzono, żeby nie domyślano się aby armata była, tak ci zaprowadziwszy pan chorąży koronny [Aleksander Koniecpolski], który też tamże prawem skrzydłem zawiadował, w lesie uderzono kilka razy z działek, draganija dała ognia, tak ci ów ostatek komunika odszedł, a chan [Islam Girej III] już był powędrował, supellectilem suam, jako rydwan, namiot porzuciwszy, jakoż na przeprawach gwałt topieło się koni.”[62]

Starcia trwały jeszcze przez kilka pierwszych dni lipca, lecz decydujące znaczenie miał dzień 30 czerwca. Bitwa ta udowodniła po raz kolejny skuteczność broni palnej przeciw Tatarom, dzięki użyciu już standardowego czworoboku muszkieterskiego wspomaganego artylerią polową. Realna tu była groźba utraty króla w wyniku ostrzału artyleryjskiego, podobna sytuacja dotyczyła chana. Broń palna zaczęła poważnie zagrażać ważnym jednostkom. Doświadczenie, które wojska Rzeczpospolitej wyniosły podczas poprzednich starć z Kozakami i Tatarami zaowocowało w końcu sukcesem. Bitwa została wygrana przede wszystkim z powodu dużej liczbie żołnierzy. W poprzednich starciach powstania Chmielnickiego sił polskich było znacznie mniej.  Nie można zapomnieć także o talencie dowódczym Jana Kazimierza, który wykazał się nim, wprowadzając szyk holenderski.

W walkach z Moskwą w roku 1660 tym razem Tatarzy byli naszymi sprzymierzeńcami. Podczas starć również wykorzystywano do pomocy tabor, będący swoistą ruchomą twierdzą, w której obronie w pełni można było stosować ciężką i ręczną broń palną.[63]  Bezpośrednie ataki na tabor dokonywała jazda, ale nieodzowna była także pomoc Tatarów. Tylko szybkie uderzenia jazdy na obóz nieprzyjaciela uniemożliwiły skuteczne użycie przez niego broni palnej: „(…), nieprzyjaciel niepokojony we własnym obozie straciwszy dwa działa i wielu ludzi, widząc że się nie może w tym miejscu utrzymać, spaliwszy część swoich obłogów, ruszył z obozu i pociągnął w kierunku Cudnowa o trzy mile stamtąd, a nasi za nim.”[64] Sprzymierzeńcem wojsk rosyjskich byli Kozacy, stawiali oni opór Polakom, ale szybki i zmasowany atak na ich szeregi z 7 października spowodowały, że: „(…) nie mieli czasu nabijać rusznic, swej zwyczajnej broni.”[65] Walka wtedy toczona odbywała się częściowo w lesie lub na jego skraju, co było niebezpieczne dla jazdy ze względu na ostrzał z broni ręcznej zza drzew i zarośli. Do lasu w takim przypadku musiała wkroczyć piechota by unieszkodliwić zamaskowanego przeciwnika.[66] Wśród sił polskich duże znaczenie miały oddziały dragonii, jak w walkach z końca września 1660 roku, kiedy to wraz piechotą wspierała ona ataki ciężkiej jazdy salwami z muszkietów.[67] 26 i 27 września wojska rosyjskie pod dowództwem Szeremietiewa atakowane ciągle przez Tatarów i Polaków przemieszczały się powoli w kierunku Cudnowa. W połowie października artyleria polska za pomocą dział i moździerzy bardzo skutecznie ostrzeliwała obóz przeciwnika.[68] 14 października był dniem zwycięstwa wojsk Rzeczpospolitej nad wyczerpanym wrogiem. 17 października Kozacy Jerzego Chmielnickiego opuścili Rosjan i przeszli na polską stronę, nie spodobało się to Tatarom, bo wojsko zaporoskie często napadało na ich tereny.[69]

Rokowania pokojowe rozpoczęły się 23 października a zakończyły się 1 listopada. Wojska rosyjskie oddały w ręce polskie 67 dział i kilka tysięcy sztuk broni ręcznej.[70]

Pod Cudnowem Polacy dowiedli skuteczności swojej artylerii, a także zgrania w czasie użycia broni ręcznej z atakami jazdy, w celu uniemożliwienia przeciwnikowi odparcia jej własną bronią palną. Warto tutaj zwrócić uwagę na próby atakowania taboru, którego wbrew pozorom nie łatwo było zdobyć. Jak już wcześniej było powiedziane tabor był ruchomą fortyfikacją. Jego załogę można było pokonać poprzez zmasowany ogień lub zmożenie jej głodem i pragnieniem, jeśli w pobliżu nie było źródła wody. Najszybciej można było zdobyć tabor dzięki szybkiemu i niespodziewanemu atakowi jazdy. Obóz założony był zazwyczaj w jego środku, można go było ostrzeliwać przy pomocy moździerzy, dzięki którym rażono siłę żywą, a także niszczono trzymaną w obozie artylerię. Ostrzał piechoty i artylerii, ataki jazdy, pragnienie, głód i nasilające się zmęczenie doprowadziły do dużego spadku morale załogi i jej ostatecznej klęski.

 

3.2 Rola artylerii oraz ręcznej broni palnej w czasie oblężeń fortyfikacji stałych

 

Rozwój techniki oblężniczej wymusił zmiany w architekturze obronnej. Szczególny wpływ na nią miał rozwój artylerii w XV – XVI wieku.[71] Artyleria spełniała tutaj podwójną rolę: broniła i zarazem niszczyła umocnienia. W XV wieku na murach twierdz zaczynają pojawiać się pojawiać tarasy przeznaczone na artylerię obronną.[72]

Podwaliny teoretyczne pod budowę twierdz położył polski inżynier wojskowy i matematyk Józef Naronowicz – Naroński w dziele z 1659 pt. „Budownictwo wojenne”, w którym wziął pod uwagę ostrzał twierdz z dział.[73] Cechą charakterystyczną oblężeń było to, że broniących się było dużo mniej niż oblegających. Ciekawą informację znajdujemy u Naronowicza, – Narońskiego na temat jak powinno wyglądać wyposażenie twierdz w broń palną: „Potem trzeba dział najmniej 16, to jest: Kartuan 2 które niosą żelaza o 40 funtach do zbicia i zruinowania szańców nieprzyjacielskich.[74] Wszakże jeśliby trudno o nie dziedzicowi albo panu tej fortece było, może się bez nich obejść, bo nie tylo siła kosztują, ale są ciężkie do powrotu i siła prochu biorą, więc półkartuan niech będzie 2, które niosą żelaznej kule 24 funtów, a niemal taki efekt jako i kartuany uczynią, a lżejsze do narychtowania i mniej prochu psują. Kwartkartuan o 10 fun[tów] ma bydź 4, po jednemu przynajmniej na każdym bulwerku.

Polnych działek 10, które mniej kosztują i lekkie są do zażywania, których kule niosą ołowu 7 1/2 funta, albo 6, drugie 5, inne 4, 3, aż do małego polnego, co 2 funty niesie.

Mozdzerzów dla rzucania granatów i kul ognistych na nieprzyjaciela jeśli nie dwa, tedy jeden przynajmniej niech będzie.

Hakownic 40, po 4 albo po sześciu uncyj żelaza, a ołowu po 6 albo po 9 uncyj wyrzucających.

Szmikownic 20.

Organków z osadami sztuk kilka.

Muszkietów dla zapasu jeśli nie tysiąc to niech, tedy niech 500 będzie.

Kul do kartuanu kożdego po 500, do dwu 1000. Do półkartuanu po 1000, do dwu 2000 trzeba. Do kwartkartuan po 1500, do czterech 6000 trzeba. Do polnych dział po 3000 kul, do 10 dział trzeba kul 30000.

Do mozdzerzów 500 granatów, a 200 kul ognistych małych granatów co ręką ciskają, 1000 mieć potrzeba. (…).

Strzelby drobne. Strzelby jako bandolerów, pistoletów, muszkiecików, ptaszynek, janczarek, półhaczków etc. różnych sztuk 200.”[75] Oczywiście poza bronią palną i wyposażeniem do niej, potrzebne też było zaopatrzenie w różne przyrządy i żywność.

Mury obronne często charakteryzowały się wysuniętymi elementami fortyfikacji, jakimi były basteje lub bastiony. Te pierwsze miały kształt prostokątny z półokrągłym zakończeniem. Bastiony miały kształt wysuniętego pięciokąta (ilustracja poniżej), na którym ustawiano artylerię.[76] Umocnienia bastionowe w Rzeczpospolitej pojawiły się w połowie XVI wieku. Było kilka szkół reprezentujących to budownictwo. Pierwsza szkoła starowłoska, którą, reprezentował Kamieniec Podolski, Tenczyn czy też Ogrodzieniec, szkoła nowowłoska to także Kamieniec, szkoła staroholenderska w XVII to podstawa rozwoju fortyfikacji w tym wieku, ją reprezentował m.in. Kudak i Częstochowa.[77]

Il. 28 Fortyfikacje bastionowe Torunia

W literaturze przedmiotu jest wiele przykładów interesujących oblężeń XVII wiecznych fortec, które niekiedy mają dramatyczny przebieg. Siłą rzeczy ograniczyłem się do wąskiej grupy przykładów. Pierwszym przypadkiem, jaki rozpatrzymy z interesującego nas problemu będzie oblężenie Zbaraża.

Powstanie Kozaków na Ukrainie trwało już od ponad roku. W lecie 1649 roku działania wojenne zostały wznowione po zimowym zawieszeniu broni.[78] Rano 10 lipca 1649 wojska kozacko – tatarskie w liczbie ok. 20000 zaczęły oblegać 9 – tysięczne siły koronne zebrane w Zbarażu. Pierwsza ciekawa wzmianka o użyciu broni palnej pochodzi z drugiego dnia oblężenia: „11 juliji, w niedzielę po południu, ze wszystkich stron armaty, 30 dział, wokoło zatoczywszy, tak jak i wszystkie ordy okiem nieprzejrzane ku nam do szturmu nastąpiły. (…). Do zmroku szturmowali z dział najbardziej szkodząc, gdyż łatwiej tego dnia u nas w obozie o działową kulę aniżeli w powiecie lwowskim tego roku o kokosze jaje.”[79] Ostrzał ten spowodował duże straty wśród czeladzi, zginęło kilkanaście koni, zniszczono kilka namiotów.[80]

Czasami w opisach źródłowych, brakuje precyzji w określaniu ognia broni palnej, czy strat nią powodowanych, wstawiając do tekstu domyślne zwroty, jak w opisie z dnia 17 lipca: ,,Chcieli się poprawić Tatarowie, ale od pół pola znowu dexteritate księcia jm, spędzeni, ledwo do swoich trafili i tu szkodę znaczną odniosłszy. Tu hulajgrody zapalone siła serca nieprzyjacielowi zepsowały, ale najbardziej tym, gdy ich ratować chcieli, ze zasadzki bardzo ordę szkodzieły.[81] Pod wieczór 20 lipca do 24 lipca Kozacy rozpoczęli ciągły ostrzał pozycji polskich: „20 julji, we wtorek nastąpił Chmiel ze wszystkich stron, ale że noc była ciemna, od wałów tylko musieliśmy się bronić. (…). Na świtaniu dali ognia i orda strzelając nawiasem z łuków, gęsto bardzo na psowała, że się na wały dla kul, gdzie nic nie było wziąć po boku lub po łbie, cudownem sposobem  było bez wielkiej szkody naszych. Kula była tak gęsta, że następującej nocy można je było bezpiecznie zmiatać.”[82] Przez kolejne dni często w obozie polskim używano dział ostrzeliwując przeciwnika, przeciwnik zresztą czynił podobnie. W opisie bitwy pod Zbarażem znajdujemy też ciekawy fragment, z którego wynika, że byli pojedynczy strzelcy z ukrycia rażący wroga analogicznie jak współcześni snajperzy. Oto ten fragment: ,,Z tej baszty strzelał najwięcej jezuita ksiądz Muchowiecki, nasz Ukrainiec z kolegium peryjasławskiego, który i dobrym strzelcem jest, i miał wileńską guldynkę prawie dobrą; tak że ich 215 przez to oblężenie, jako się wszyscy zgadzali, ubił ten ksiądz z swojej ruśnice.[83] Owa guldynka była bronią myśliwską, przeznaczoną szczególnie na grubego zwierza. Niewykluczone jest, że egzemplarz, który ów ksiądz posiadał, miał gwintowaną lufę. Sama liczba zastrzelonych przez niego ludzi, świadczy o możliwościach niszczycielskich broni palnej w odpowiedni sposób użytej.

W kolejnym opisie znajdujemy przykład tego, iż realne było niebezpieczeństwo zabicia osoby znaczącej, co mogłoby niekorzystnie wpłynąć na przebieg oblężenia: „Równo ze dniem, gdy po komunijej szedł książę jm. [Jeremi Wiśniowiecki] do wału z zamku, strzelono z szańcu ku niemu i mało co za nim psa nie ubito.”[84] Pojedynczy strzał mógł uczynić czasem więcej zamieszania niż zmasowany ogień, jak to było 16 sierpnia w Zbarażu: „(…), gęsto do nas strzelano, tak z armaty jako z ręcznej strzelby, ale z łaską bożą bez szkody.”[85] Podobnie było dnia następnego: ,,Od świtania do południa 43 razy uderzono z dział do nas, ale bez szkody bo kule jedynie w staw, a drugie za staw padały, (…).”[86] Ostatnie strzały podczas tego oblężenia padły 22 sierpnia.  Oblężenia zaprzestano w wyniku przekupienia chana i ugody zborowskiej.

Walki te obfitowały w sytuacje w których wielokrotnie użyto broni palnej, zresztą trudno sobie wyobrazić, by w XVII wieku oblężenia przebiegały bez jej udziału. Przeciwnik posiadał dużą liczbę dział, jednak ze skutecznością ich użycia było różnie, lecz gdy któryś z pocisków w cokolwiek trafił, efekt zniszczenia był widoczny. Interesująca była wzmianka o gęstości ognia przeciwnika, po którym, co jest z pewnością przesadzone, można było zamiatać pociski z pola walki. Inny ciekawy przypadek z tego oblężenia, to nieznany powszechnie w historii wojskowości wyczyn owego jezuity „snajpera”. Daje on do przemyślenia badaczom problem skuteczności ognia pojedynczego, ukrytego strzelca, w czasach, kiedy broń nie była jeszcze tak zaawansowana jak współcześnie. Unaocznione zostało tutaj powolne krystalizowanie się znaczenia inicjatywy pojedynczej jednostki na polu walki, która w odpowiednich warunkach mogła być równie skuteczna, jak niemal cały oddział strzelców. Trudno przewidzieć, jakim efektem skończyłoby się oblężenie, gdyby nie doszło do ugody z chanem. Bitwę tą należy uznać za nierozstrzygniętą. Broń palna użyta w defensywie bardzo wyniszczała przeciwnika.

Jeszcze w roku 1644 król Władysław IV kazał wznieść bastiony wokół Wawelu i zbudować obmurowane wały od: baszty Sandomierskiej do bramy Grodzkiej. Mury średniowieczne wraz z basztą Złodziejską okalały jeszcze zachodnią część Zamku, której broniły w 1655 roku.[87] Podczas „potopu”, Szwedzi przeprowadzili oblężenia wielu polskich miast, jednym z nich był Kraków.

Liczba artylerii do dyspozycji obrońców wynosiła ogółem 162 działa wraz z 12 dostarczonymi przez gwardię królewską. Obroną miasta dowodził kasztelan kijowski Stefan Czarniecki, który dowodził ok. 4500 ludźmi.[88] Oblężenie rozpoczęło się 26 września, kierowane było przez Karola X Gustawa. Czarniecki kazał spalić domy pod zamkiem, następnie pojechał obserwować ruchy nieprzyjaciela, kiedy to prawdopodobnie zabłąkana kula z muszkietu zraniła go w twarz.[89]

Il. 29 Oblężenie Krakowa przez wojska szwedzkie – XVII wieczny sztych

Można spekulować, że jeśliby wtedy ta kula Czarnieckiego zabiła, to zdobycie przez Szwedów miasta byłoby szybsze. Szwedzcy muszkieterzy obsadzali okoliczne strychy i dachy kamienic, mając także do dyspozycji działa. Otworzyli stamtąd ogień w kierunku zamku i bramy Grodzkiej, który trwał 11 godzin. Dzięki ostrzałowi piechoty łanowej i dragonii udało się ją obronić.[90]

27 września Szwedzi nadal ostrzeliwali Zamek i bramę. Ich oddziały były narażone na ostrzał obrońców ukrytych na murach i basztach. Przykładem może być postawa Włocha Ludwika Fantucio, który zauważywszy z Baszty Sandomierskiej grupkę stłoczonych Szwedów, oddał do nich tylko trzy strzały z hakownicy, zabijając aż 15 osób. Inni mieszczanie, również używając rusznic „tarczowych” strzelali do każdego zauważonego Szweda.[91] Nasuwa się tutaj analogia do wspomnianego jezuity – „snajpera” ze Zbaraża. Przez kolejne dni toczyły się walki o kilka bram miasta przy wykorzystaniu artylerii. 2 października w kierunku bramy Mikołajskiej Szwedzi wystrzelili z armat ok. 300 pocisków, nie powodując większych strat, podobnie jak późniejsze bombardowanie granatami.[92] 6 października, celny strzał, niemal nie zmienił przebiegu działań wojennych. Ktoś, bowiem wystrzelił w kierunku siedzącego na koniu Karola X Gustawa. Kula jednak zabiła zwierzę pod nim samemu nie czyniąc krzywdy.[93] Walki trwały jeszcze kilka dni, wielokrotnie atakowano bramy i mury. W mieście szerzyło się szabrownictwo. Wyczerpanie sił obrońców, wyjazd Jana Kazimierza na Śląsk, oraz  brak nadziei na odsiecz spowodował, że strona polska rozpoczęła rozmowy ze Szwedami. 15 października wysłano poselstwo z propozycjami kapitulacji.[94]

Na zdobycie Krakowa przez Szwedów nie miała wpływu ich ciężka artyleria, gdyż mieli jej za mało, lecz zła sytuacja obrońców. Najskuteczniejszy opór z użyciem broni palnej, stawiali najeźdźcom mieszczanie rażący ich z ukrycia, przy niewielkich stratach własnych. Bitwa krakowska była w dużej mierze połączeniem oblężenia z walką wśród zabudowań miejskich. Mieszczanie krakowscy bronili ważnych punktów miasta jak: bram, przez które mógł się nieprzyjaciel wedrzeć do miasta, ulic, na których mógł umieszczać stanowiska artylerii, czy domów, w których mógł odpoczywać. Okazało się, że także dachów i strychów można używać jako dogodnych stanowisk muszkieterskich i artyleryjskich, o ile strop wytrzyma moment wystrzału. Interesująca w tym oblężeniu była ta sytuacja, która pokazała jak wielką przebijalność posiadał pocisk wystrzelony z hakownicy, który mógł zabić jednocześnie aż 5 osób. Teoretycznie jest to prawdopodobne, gdyż przy ciężkim pocisku energia kinetyczna odpowiadająca za zdolność penetracji jest bardzo duża.

W tym samym roku miesiąc później Szwedzi rozpoczęli oblężenie klasztoru na Jasnej Górze, ostoi polskiego katolicyzmu. Trudno powiedzieć, co skłoniło Szwedów do najazdu na wzgórze klasztorne, być może chciano zdobyć z tamtejszego skarbca środki na żołd dla wojska. Sam klasztor posiadał umocnienia bastionowe i fosę, wyposażony był w 24 działa, ponadto zgromadzone tam były znaczne zapasy żywności. Rozbudowa twierdzy jasnogórskiej miała miejsce w latach 1624 – 1639, wtedy właśnie zaopatrzono ją w system bastionowy szkoły staroholenderskiej, który odpierał ataki Szwedów.[95]  Liczba obrońców wynosiła ok. 400 osób.[96]  Oblężenie trwało od 18 października do 26 grudnia. Na początku ostrzeliwano klasztor z 8 lekkich działek, gdyż ciężką artylerię oblężniczą miano dopiero sprowadzić z Krakowa. Ostrzeliwanie granatami i kulami zapalającymi nie przyniosło Szwedom pozytywnego rezultatu.[97]

Z działami ciężkimi (2 półkartauny) przybył pod Częstochowę Fryderyk Getkant, który jak wielu polskich oficerów po opuszczeniu przez króla kraju, przeszedł na stronę szwedzką. Armaty te cały dzień 11 grudnia ostrzeliwały umocnienia klasztoru, w wyniku czego uszkodzono mury, 2 działa na jednym z czterech bastionów, powodując śmierć kilku obrońców. Oblegani nie pozostawali tylko w biernej obronie, lecz ogniem odpowiedzieli na ogień przeciwnika, jak np. 12 grudnia, gdy jeden z puszkarzy, Prosper Kapusta wystrzelił z działa w kierunku siedziby generała Müllera i zabił jego siostrzeńca. Niszczono także ogniem armatnim stanowiska wrogich dział.[98] 25 grudnia Szwedzi rozpoczęli ostrzał granatami i pociskami zapalającymi – jednakże bez większych rezultatów. W nocy z 26 na 27 grudnia Müller zrezygnował z oblężenia.[99]

Il. 30 Oblężenie Jasnej Góry w 1655 – sztych

Wokół twierdzy częstochowskiej nagromadziło się wiele mitów, głównie dzięki wierze w cuda wśród ówczesnych Polaków. Obrońcy Częstochowy z pewnością uważali się za wybrańców Matki Boskiej, dzięki czemu wzrastało w nich poczucie, że nie zostaną skrzywdzeni, co przekładało się na ich odwagę.

Do oblężenia fortyfikacji potrzebna była ciężka artyleria, a bez niej, oraz posiłków składających się z piechoty Szwedzi niewiele mogli zdziałać. Uszkodzenia zadane przez przeciwnika były nieznaczne wobec ognia obrońców, najgroźniejszym możemy uznać uszkodzenie jednego z bastionów. Gdyby jednak udało się Szwedom sprowadzić kilka ciężkich dział, oraz przeprowadzić gęsty ostrzał z moździerzy, rezultat oblężenia mógłby być zupełnie inny. Analizując to starcie można ostatecznie dociec, co było przyczyną niepowodzenia przeciwnika, a wpłynęło na to wyłącznie jego nie przygotowanie, bo fortyfikacje Jasnej Góry nie były nie do zdobycia.

Inny przykład ciekawego oblężenia mamy w przypadku Kamieńca Podolskiego w roku 1672. Forteca ta była przedmurzem Rzeczpospolitej, które miało zatrzymywać nieprzyjacielskie pochody w głąb kraju.[100] W XVII wieku Kamieniec był najczęściej obleganym miastem Rzeczpospolitej: przez Turków w latach 1621, 1632, 1633 i Kozaków Chmielnickiego w 1651 i 1654 roku.[101]

Twierdza ta leżała nad rzeką Smotrycz, ufortyfikowanie zawdzięcza jeszcze Kazimierzowi Wielkiemu.  Zamek stał na skale tuż nad samą rzeką, dzięki czemu mogła ona spełniać rolę fosy, składał się ponadto z dwóch części, Starego i Nowego zamku.[102] Najważniejsza była wiedza, w jakim stanie były mury i przygotowanie załogi do oblężenia. Mury okazały się zaniedbane i osłabione w wyniku częstych oblężeń. Jan Sobieski wyrażał swoje uwagi na ten temat, sugerując, iż konieczne było unowocześnienie systemu obronnego twierdzy. Ponadto najgroźniejszy przeciwnik Rzeczpospolitej – Turcja posiadała świetną artylerię oraz korzystała z wiedzy Francuzów służących w armii ottomańskiej.[103] Armia ta dysponowała ogromną liczbą 100 dział, w tym 26 oblężniczych i 12 moździerzy.[104] Wojska tureckie przybyły pod Kamieniec 14 sierpnia, dnia następnego założyły obóz. Pierwszy ostrzał Turcy rozpoczęli zaraz po sprowadzeniu artylerii: „Dnia 16 armata przyszła, d. d. 17  z ogromnych dział więcej niżeli 600 razy ognia dano na zamek i miasto, ale nikogo nie rażono.[105]

18 sierpnia zaczęło się oblężenie. Turcy na prawym skrzydle otworzyli ogień, na który odpowiedzieli obrońcy Nowego Zamku z dział i z broni ręcznej, by uniemożliwić przeciwnikowi podejście bliżej.[106] Dokładniej o tym zdarzeniu mówiła relacja: „18 – go ogromnie strzelano, ku wieczorowi wystawili szlachta na Nowym Zamku białą chorągiew (insze wszystkie pozbierawszy) deditionis signum, lecz gdy wojsko aż ponad bramy miejskie rozsiadło się, znowu z miasta i z zamku strzelać poczęto, zganiając ich z pola.”[107] Jedna z kul wystrzelona przez obrońców przebiła na wylot namiot sułtana.

Il. 31 Kamieniec Podolski – Zamek

Przez kolejne dni Turcy skupiali się na zmasowanym ostrzale z broni ciężkiej powodując duże straty wśród obrońców, liczba kul armatnich spadających na zamek miała sięgać 400, a granatów 100. Oblegający zaczęli też kuć otwory minowe, by zrobić wyrwę w murze.[108] Jeden z pocisków wpadając do baszty Starego Zamku spowodował eksplozję składowanych tam ładunków wybuchowych, przez co znacznie ją zniszczył. 25 sierpnia Turcy, przy pomocy miny zrobili wyłom, szturm został jednak przez obrońców odparty.[109] Sytuacja obrońców była dramatyczna, o ostatnich dniach oblężenia mówiła lakoniczna relacja: „26 przebili fosę a nasi ustąpili im z Zamku Nowego. 27 Augusti poddali miasto ks. biskup ze wszystką szlachtą. Prochy zapalono w zamku, które wielką szkodę w ludziach do 500 człeka i w murach uczynili.”[110]  Najciekawsze jest zdarzenie jak doszło do owego wybuchu, który zabił tak wiele osób. Nie jest do tej pory pewne czy był to tylko nieszczęśliwy wypadek, czy też zmierzone działanie kamienieckiego majora artylerii Haykinga (Haikinga), który nie mógł się pogodzić z kapitulacją. Podczas tego wybuchu zginął jeden z dowódców obrońców stolnik przemyski Jerzy Wołodyjowski, bohater sienkiewiczowskiej „Trylogii”, znany pod imieniem Michał.

Na upadek twierdzy wpłynął przede wszystkim silny ogień artylerii tureckiej. Niewielka liczba obrońców posiadała ogromny zapas prochu i amunicji dla 24 armat, brakowało natomiast puszkarzy, których przypadało po jednym na 6 dział.[111] Kamieniec został utracony, odzyskano go dopiero po 27 latach w 1699 roku.[112]

Kamieniec Podolski był potężną, świetnie uzbrojoną fortecą Rzeczpospolitej, choć niestety zaniedbaną. Zastanawia bardzo, dlaczego doszło do takiego zaniedbania, w obsadzeniu go tak nieliczną załogą? W Rzeczpospolitej zdawano sobie sprawę z ważności tej twierdzy. Na pewno udałoby się przetrzymać to oblężenie, gdyby załoga była liczebniejsza, złożona przede wszystkim z piechoty. Ponadto gdyby jeden doświadczony puszkarz przypadał na jedno działo, udałoby się zwiększyć sześciokrotnie siłę ognia artyleryjskiego. Reszta załogi uzbrojona w ręczną broń palną ze wsparciem artylerii mogłaby się bronić na pewno dużo dłużej i zacieklej stawiając opór. Po pewnym czasie Turcy zaniechaliby w końcu oblężenia, a Kamieniec po raz szósty w XVII wieku wyszedłby zwycięsko z walki. Oczywiście te spostrzeżenia pozostają tylko w sferze przypuszczeń.


Omówione przykłady są zaledwie ułamkiem spośród wielu bitew. Chcąc przeanalizować je wszystkie pod kątem omawianego zagadnienia, należałoby poświęcić kilka lat na gromadzeniu informacji. Zostały tutaj przedstawione tylko starcia ograniczone do tych, przeprowadzonych na terenie Rzeczpospolitej.  Pozostaje jeszcze otwarty temat zbadania omawianego zagadnienia na podstawie bitew odbytych po za granicami kraju, ale to już wymaga oddzielnego opracowania. Jedno można uznać za pewnik – to, że jakiekolwiek starcie wojsk w XVII wiecznej Rzeczpospolitej, nie zostało przeprowadzone bez choćby jednego wystrzału z dowolnej broni palnej, a każdy potencjalny strzał z działa, hakownicy, muszkietu, arkebuza czy pistoletu, mógł zmienić przebieg bitwy. W XVII wieku wojska polskie walczyły z bardzo różnym przeciwnikiem reprezentującym różne metody walki. Chyba tylko Rzeczpospolita miała do czynienia z tak różnorodną taktyką, szykami i bronią. Wojska Rzeczpospolitej musiały ciągle się przystosowywać do innego przeciwnika. Począwszy od pozornie prymitywnie uzbrojonych Tatarów, dysponujących doskonałym i  niezawodnym łukiem refleksyjnym, poprzez Rosjan dysponujących liczną artylerią, Kozaków ze swoimi prymitywnymi rusznicami, choć perfekcyjnym taborem, Turków o dużej sile ognia artylerii, po Szwedów, których uzbrojenie w broń palną nie miało chyba sobie równych w tej części Europy. Oczywiście Rosjanie i Turcy korzystali z wiedzy i pomocy zachodnioeuropejskich znawców sztuki wojennej, będącymi na bieżąco z nowościami w uzbrojeniu i taktyce. Tak, więc wojska Rzeczpospolitej wobec takich przeciwników musiały wykazywać się swoją elastycznością by im sprostać. Pomimo licznych porażek, całkiem dobrze sobie z nimi radziły również korzystając z pomocy zachodnich ekspertów.


[1] J. Wimmer, Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa 1978, s. 110

[2] K. Górski, Historya piechoty polskiej, Kraków 1893, s. 31 – 32

[3] J. Wimmer, Historia piechoty, s. 111 – 112

[4] Tamże, s. 113

[5] J. Wimmer, Piechota w wojsku polskim XV – XVIII wieku, w: Historia wojskowości polskiej. Wybrane zagadnienia, Warszawa 1972, s. 168

[6] Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. II, pod red. J. Sikorskiego, Warszawa 1966, s. 43 – 44

[7] J. Cichowski, A. Szulczyński, Husaria, Warszawa 1981, s. 142 – 143

[8] K. Górski, Historya jazdy polskiej, Kraków 1894, s. 75

[9] Tamże, s. 143

[10] R. Szcześniak, Kłuszyn 1610, Warszawa 2004, s. 12 – 15

[11] Tamże, s. 25 – 26

[12] Tamże, s. 75

[13] J. Cichowski, A. Szulczyński, Husaria …, s. 180

[14] R. Szcześniak, Kłuszyn …, s. 82

[15] Tamże, s. 89

[16] Tamże, s. 94 – 96

[17] Tamże, s. 110

[18] T. Nowak, J. Wimmer, Dzieje oręża polskiego. Do roku 1793, Warszawa 1968, s. 229

[19] J. Cichowski, A. Szulczyński, Husaria …, s. 184

[20] K. Górski, Historya artyleryi polskiej, Warszawa 1902, s. 91

[21] Relacja polska [wojewodzica lubelskiego Jakuba Sobieskiego], w: Wypisy źródłowe do historii polskiej sztuki wojennej, z. 5: Polska sztuka wojenna w latach 1563-1647, opracowali: Z. Spieralski  i J. Wimmer, Warszawa 1961, s. 208

[22] Tamże, s. 208

[23] Tamże, s. 210

[24] Tamże, s. 211

[25] Tamże, s. 215

[26] Relacja turecka [fragment roczników Naima – Efendiego], w: Wypisy źródłowe …, z. 5: Polska sztuka wojenna w latach 1563-1647, opracowali: Z. Spieralski  i J. Wimmer, Warszawa 1961, s. 216 – 217

[27] J. Teodorczyk, Bitwa pod Gniewem (22.IX – 29.IX – 1.X. 1626), w: SMHW, t. XII, cz. 2, 1966, s. 100

[28] M. Bielski, W. Rezmer, Bitwy na Pomorzu 1109 – 1945. Szkice z dziejów militarnych pomorza nadwiślańskiego, Gdańsk 1993, s. 148

[29] J. Teodorczyk, Bitwa pod Gniewem …, s. 101

[30] Tamże, s. 113

[31] Tamże, s. 116

[32] Tamże, s. 118

[33] Tamże, s. 131

[34] Tamże, s. 152 – 153

[35] J. Cichowski, A. Szulczyński, Husaria …, s. 190

[36] Tamże, s. 191

[37] M. Bielski, W. Rezmer, Bitwy…, s. 181

[38] Kampanja 1629 r. w Prusach przeciwko Gustawowi Adolfowi i bitwa pod Trzcianą 27 czerwca 1629 r. (współczesny djarjusz), w: Polska historja wojskowa w wypisach źródłowych, opracowali: O. Laskowski i        B. Pawłowski,  Warszawa 1928, s. 105

[39] Tamże, s. 106

[40] Tamże, s. 103

[41] W. Biernacki, Żółte Wody – Korsuń 1648, Warszawa 2004, s. 17

[42] Tamże, s. 104 – 105

[43] Raport pachołka spod chorągwi Stanisława Mariusza Jaskólskiego o bitwie u Żółtych Wód, w: Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko – kozackich powstania Bohdana Chmielnickiego okresu ,,Ogniem i mieczem” (1648 – 1651), opracował: M. Nagielski, Warszawa 1999, s. 112

[44] W. Biernacki, Żółte Wody…, s. 107 – 108

[45] Tamże, s. 114 – 118

[46] Tamże, s. 121

[47] Tamże, s. 118 – 119

[48] Tamże, s. 156 – 157

[49] Tamże, s. 159

[50] Quinta junii. Relacya jednego niedobitka muszkietera spod regimentu pana Henryka Denoffa obersztera o pogromie panów hetmanów pod Korsuniem, w: Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko – kozackich powstania Bohdana Chmielnickiego okresu „Ogniem i mieczem” (1648 – 1651), opracował: M. Nagielski, Warszawa 1999, s. 118 – 119

[51] Tamże, s. 119

[52] Tamże, s. 120

[53] W. Biernacki, Żółte Wody…, s. 178

[54] R. Romański, Beresteczko 1651, Warszawa 1994, s. 153

[55] Bitwa pod Beresteczkiem 28 – 30 czerwca 1651 r., (współczesny opis), w: O. Laskowski, B. Pawłowski, Polska historja wojskowa w wypisach źródłowych, Warszawa 1928, s. 115

[56] R. Romański, Beresteczko …, s. 168 – 169

[57] Diariusz wojny pod Beresteczkiem z chanem krymskim i Kozakami zaporoskimi za szczęśliwego panowania Króla JM. Jana Kazimierza, na którą sam osobą swą ruszeł się z Warszawy in Anno 1651, w: Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko – kozackich powstania Bohdana Chmielnickiego okresu „Ogniem i mieczem” (1648 – 1651), opracował: M. Nagielski, Warszawa 1999, s. 248

[58] R. Romański, Beresteczko …, s. 186

[59] Diariusz wojny pod Beresteczkiem …, s. 250

[60] Tamże, s. 250

[61] Bitwa pod Beresteczkiem …, s. 120

[62] Diariusz wojny pod Beresteczkiem …, s. 250 – 251

[63] R. Romański, Cudnów 1660, Warszawa 1996, s. 76

[64] List pisany do Rzymu z obozu pod Cudnowem, z doniesieniem o wypadkach wojny z Moskwą na Ukrainie od dnia 17 Września do 3 Listopada 1660 roku , w: Relacye nuncyuszów apostolskich i innych osób o Polsce od roku 1548 do 1690, t. II, opracował: E. Rykaczewski,  Berlin – Poznań 1864, s. 300

[65] Tamże, s. 301

[66] R. Romański, Cudnów …, s. 79 – 80

[67] Tamże, s. 87

[68] Tamże, s. 168

[69] Tamże, s. 174

[70] List pisany do Rzymu z obozu pod Cudnowem …, s. 304

[71] B. Dybaś, Fortece Rzeczpospolitej. Studium z dziejów budowy fortyfikacji stałych w państwie polsko – litewskim w XVII w., w: Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu, R. 88, z. 2, Toruń 1998, s. 17

[72] J. Bogdanowski, Architektura obronna w krajobrazie Polski. Od Biskupina do Westerplatte, Warszawa – Kraków 1996, s. 65

[73] J. Naronowicz – Naroński, Budownictwo wojenne, w: Wypisy źródłowe do historii polskiej sztuki wojennej, z. 8 B : Polskie wojskowe piśmiennictwo techniczne do roku 1764, opracował T.M. Nowak, Warszawa 1961, s. 179

[74] Autor miał na myśli zapewne 48 funtowe kartauny

[75] J. Naronowicz – Naroński, Budownictwo wojenne …, s. 184 – 185

[76] T. Nowak, Problem stosowania broni palnej przy obronie i zdobywaniu umocnień przez wojska polskie w XVI i XVII w., w: Polska technika wojenna XVI – XVIII w., Warszawa 1970, s. 284

[77] J. Bogdanowski, Architektura obronna …, s. 107 – 113

[78] T. Nowak, J. Wimmer, Dzieje oręża …, s. 274

[79] Oblężenie Zbaraża 1649, Współczesny djariusz, w: Polska historja wojskowa w wypisach źródłowych, opracowali: O. Laskowski i B. Pawłowski,  Warszawa 1928, s. 107

[80] Tamże, s. 107

[81] Akta Anni 1649 pod Zbarażem Nowym albo raczej diariusz w miesiącu lipcu za regimentu jm. pana Andrzeja z Dąbrowice Firleja kasztelana natenczas bełskiego, jm. pana Stanisława z Brzezia Lanckorońskiego kasztelana kamienieckiego, jm. pana Mikołaja Ostroroga podczaszego koronnego, w: Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko – kozackich powstania Bohdana Chmielnickiego okresu „Ogniem i mieczem” (1648 – 1651), opracował: M. Nagielski, Warszawa 1999, s. 138

[82] Oblężenie Zbaraża 1649 …, s. 109

[83] Akta Anni 1649 pod Zbarażem …, s. 149

[84] Tamże, s. 153

[85] Tamże, s. 153

[86] Tamże, s. 155

[87] Z. Pianowski, Wawel obronny. Zarys przemian fortyfikacji grodu i zamku krakowskiego w. IX – XIX, Kraków 1991, s. 100 – 103

[88] B. Popiołek, Potop, Warszawa 2000, s. 28

[89] T. Nowak, Obrona Krakowa przez S. Czarnieckiego w r. 1655, w: SMHW, t. IX, cz. 1, 1963, s. 76 – 77

[90] Tamże, s. 78

[91] Tamże, s. 79

[92] Tamże, s. 83 – 84

[93] Tamże, s. 86

[94] B. Popiołek, Potop …, s. 29 – 30

[95] J. Bogdanowski, Rewaloryzacja twierdzy Jasna Góra w Częstochowie, w: Dawna Broń i Barwa, R. XV, nr 21, Katowice 2000, s. 5

[96] B. Popiołek, Potop …, s. 29 – 30

[97] T. Nowak, Obrona klasztoru jasnogórskiego w roku 1655, b. m. r. w., s. 206 – 207

[98] Tamże, s. 212

[99] Tamże, s. 216

[100] J. Woliński, Z dziejów wojen polsko tureckich, Warszawa 1983, s. 28

[101] Z. Bania, M. Wiraszka, Kamieniec Podolski, miasto legenda. Zarys dziejów urbanistyki i architektury od czasów najdawniejszych do współczesności. Warszawa 2001, s. 22

[102] J. Pajewski, Buńczuk i koncerz. Z dziejów wojen polsko tureckich, Warszawa 1983, s. 153

[103] Z. Bania, M. Wiraszka, Kamieniec Podolski …, s. 23

[104] J. Woliński, Z dziejów wojen …, s. 28

[105] Kamieniec Podolski utracony aº 1672 [15.VIII – 2.IX], w: Materiały do dziejów wojny polsko – tureckiej 1672 – 1676, opracował: J. Woliński, w: SMHW, t. X, cz. 1, 1964, s. 259

[106] J. Woliński, Z dziejów wojen …, s. 41

[107] Kamieniec Podolski utracony …, s. 259 – 260

[108] J. Woliński, Z dziejów wojen …, s. 43

[109] J. Pajewski, Buńczuk i koncerz …, s. 156 – 157

[110] Kamieniec Podolski utracony …, s. 260

[111] J. Pajewski, Buńczuk i koncerz …, s. 154

[112]  Z. Bania, M. Wiraszka, Kamieniec Podolski …, s. 25