Wyszło to dziś przypadkowo, choć przygotowany na to byłem w pełni. No dobra, nie całkowicie – brakło prochu. Może tym razem, mały poradnik dla początkujących – co na takie strzelanie warto mieć ze sobą. Tym bardziej, że pogoda coraz 'gorsza’ – choć dla strzelców CP to nie przeszkoda.
Zacznijmy od tego że zima powoduje drastyczną zmianę w dostępności strzelnic. Praktycznie wszystkie 'otwarte’ stają się w pełni dostępne dla strzelców czarnoprochowych, jednocześnie powodując że strzelnice 'kryte’ są okupowane przez centralny zapłon.
Odpowiednio przygotowując się do strzelania, jesteśmy w stanie bez problemów wszystko obsługiwać w rękawiczkach. W zimniejsze dni i bardzo niską temperaturę – warto mieć dodatkowo przygotowane ogrzewacze do rąk (byle bez ognia). Dla początkujących polecam artykuł sprzed 4 lat – nadal aktualny. Choć do końca roku mam zamiar poprawić i zaktualizować wszystkie artykuły na stronie – ceny też się już pozmieniały.
Zacznijmy od niezbędnego zimowego wyposażenia:
– broń (przeważnie rewolwer, choć widziałem już pistolety na start)
– klucz do kominków (warto sprawdzić czy da się odkręcić wszystkie kominki – preferuję gotowy z śrubokrętem)
– proch i kaszka w fiolkach/probówkach Eppendorf 1,5ml (ilości dobieramy indywidualnie – przeważnie po 15 grain/1 gram)
– kule (zgodnie z kalibrem – w przypadku rewolwerów – nadkalibrowe)
– rękawiczki (używam przeważnie takich z Castoramy lub Mechanix)
– kapiszony (tak, tutaj zdecydowanie polecam kapiszonownik – ale UWAGA – ślimakowy NIE PASUJE do Remingtona)
– okulary ochronne i coś do ochrony słuchu (naprawdę się przydaje)
– multitool (no dobra, nóż i śrubokręt – choć wielokrotnie kombinerki też mi się przydawały)
Przygotowanie 'zimowego stanowiska’ to przede wszystkim obsługa wszystkiego w rękawiczkach. Dobre buty to podstawa – jednak godzina czy dwie, spędzone w bezruchu potrafią dać wycisk. Oczywiście przewidywanie większego wiatru, zacinającego śniegu/deszczu – to wszystko ma wpływ na to, jak będziemy organizowali sobie stanowisko robocze. Każdy element powinien być zabezpieczony przed ucieczką i w przypadku prochu/kapiszonów – dodatkowo zabezpieczony przed wodą/deszczem/śniegiem – dlatego Eppendorf oraz kapiszonownik.
Cała reszta to już zimowa przygoda. Dziś miałem wyśmienite warunki – temperatura dodatnie, zero wiatru i … innych strzelców. Mogłem podchodzić do tarczy po każdym strzelaniu bez oczekiwania na innych. Tutaj zwracam uwagę do początkujących – pamiętaj – przeważnie NIE JESTEŚ SAM, musisz dostosować się do POLECEŃ prowadzącego strzelanie. To on bierze na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo na osiach.
Jak na broń, która jest tarczowa i osoby dobrze strzelające nigdy nie wychodzą poza czarne, dla mnie było całkiem nieźle. Ale natychmiast wychodzi brak systematycznych ćwiczeń z utrzymaniem broni oraz oczywiście strzelania. Wyszły też przy okazji braki w wyposażeniu – kule, kapiszony oraz za mało prochu w fiolkach i 'zapomniana’ prochownica oraz kapiszonownik – wyszło to dopiero na miejscu, więc wniosek jest jedne – pakujemy się w domu, sprawdzając czy na pewno wszystko mamy.
Początkujący też powinni zwrócić uwagę, że w zimie inaczej zachowują się smary oraz środki czyszczące. Specjalnie nie poruszam tematu smaru – przy dużych temperaturach ujemnych, praktycznie nic co nie jest smarem technicznym nie spełnia swojego zadania (znając życie, tutaj będzie dyskusja – zapraszam na grupę lub forum, chętnie poprawię artykuł). Tutaj całkiem niezła dyskusja na ten temat.
Broń się brudzi, zacina – wszystko jest do ogarnięcia, natomiast wykonanie tego wszystkiego w rękawiczkach jest już wyzwaniem. Dziś z uwagi na dobrą temperaturę, zakładanie kapiszonów ręcznie nie było problemem, ale wiem dobrze że przy ujemnej temperaturze jest to prawie nierealne. Pamiętajmy też, że strzelanie ma być przyjemnością i formą spędzania czasu, więc jak nie trafiacie w tarczę to tylko lepiej – jest po prostu co poprawiać. U mnie po zakończeniu strzelania tarcza wyglądała tak:
Przeważnie trafiałem, choć testy z naważkami nie pomagały w celowaniu. Oczywiście musiałem użyć też pocisków – problemów co niemiara, dlatego preferuję zwykłe, piękne i bezproblemowe kule.
Wszystko na koniec ląduje w torbie i można się zbierać do domu.
Pojawiły się pytania dotyczące broni jakiej używałem – jest to Rogers & Spencer KONIG – niemiecka produkcja, jeśli się nie mylę ’73 rok – typowa broń tarczowa, gwint progresywny itd. ale to już temat na całkiem osobny artykuł.
Nie zapominajmy natomiast, aby po strzelaniu jednak jak najszybciej broń umyć i osuszyć. Kiedyś zastanawiałem się, po co polewać na koniec całą broń wrzątkiem – to proste, metal mocno się nagrzewa a nagrzany – suszy się natychmiast sam. Pozostaje wtedy tylko nasmarowanie (jak ostygnie) i naoliwienie całości. Broń, jeżeli o nią nie będziemy dbali bardzo szybko zostanie ogarnięta przez rdzę i będzie wymagała znacznie więcej pracy aby móc z niej ponownie strzelać.
Samo czyszczenie i pielęgnacja to przyjemność, trwająca nierzadko ponad godzinę na jeden rewolwer. Ostatnio rozbieram przeważnie do takiego stanu jak widać na zdjęciu powyżej. Bez rozkręcania na części pierwsze, choć co jakiś czas i tak to robię. Po pierwsze – możemy dokładnie oczyścić całą broń, po drugie – uczymy się jak wygląda mechanika i wszystkie części, po trzecie jesteśmy w stanie sprawdzić faktyczny stan broni i naprawić/wymienić uszkodzone elementy.
No i na sam koniec, po myciu, czyszczeniu samej broni – doprowadzamy nasz zestaw wyjściowy do takiego stanu, aby móc w każdej chwili wyjść na strzelnicę. Oczywiście mamy na względzie wszystkie braki jakie nas zastały ostatnio – więc wiem, że teraz należy zamówić kule, kapiszony oraz spakować kapiszonownik i prochownicę. Tak to już jest, kiedy ma się więcej niż jeden zestaw – ale tutaj już kolejny artykuł w przygotowaniu.